Etykiety

piątek, 7 listopada 2014

Lockheed F-16-C, Revell skala 1:144: finał

Jak już pisałem na Facebooku: prace nad tym modelem nie należały do łatwych i przyjemnych, jakimi zdawały się zapowiadać przed rozpoczęciem klejenia. Przypomina mi się statek wycieczkowy, który kleiłem jakiś czas temu - tam spasowanie było idealne, wszystko było dobrze wymierzone pasowało bez problemu, a niektóre elementy były równie małe jak w F-16, a producent przecież ten sam. Ciężko będzie mi się przekonać do budowy kolejnych Revellowskich replik, szczególnie, że jeszcze kilka mam w pudłach, takich, które czekają na sklejenie. Może w większych skalach spasowanie będzie lepsze?


Na koniec malowania, już po ukończeniu czarnego wydechu dołączyłem uzbrojenie. Nie stosując się zbytnio do instrukcji, uzbroiłem go wyłącznie w rakiety. 


Z instrukcji wywnioskowałem, że boczne rakiety mają być przymocowane prostopadle do boku skrzydła i pod spodem. W rzeczywistości na zdjęciach tego samolotu widziałem, że są zamontowane z lekkim pochyleniem w dół. 


Dlaczego nie użyłem szpachli, ani reszty uzbrojenia? Wprawdzie mogłem przymocować resztę, ale stwierdziłem, że nie będzie to potrzebne dla sposoby prezentacji tej repliki na półce, czyli w powietrzu. Poza tym najtańsza szpachlówka modelarska z Wamodu, jaką posiadam tylko upaćkałaby to maleństwo.


Dodatkowym problemem były szpary na uchwyty rakietowe - były za małe, a próba ich pogłębienia skutkowała przebiciem płata po drugiej stronie, dlatego malutkie bolce musiałem spiłować i przykleić plastik na całej długości zamiast punktowo. 


Na koniec kalkomanie. Po raz kolejny spotkałem się ze złą skalą oznaczeń względem wielkości pojazdu - i nie ma tutaj reguły, bo zarówno polskie firmy, jak i Airfix, teraz Revell robią w tej materii partactwo - kalki są za duże i nie wiem czym to jest spowodowane - sposobem ich produkcji, cięcia, czy błędy popełnione są już przy projektowaniu. Prawdopodobnie chodzi tutaj o cenę i jakość ich wykonania, ponieważ są tylko dodatkiem do reszty zestawu w pudełku. Nic dziwnego, że modelarze decydują się na zakup dodatkowych, dedykowanych kalkomanii, które są dużo lepszej jakości. 


Te kalkomanie sprawiły najwięcej problemu. Krawędź zwierzaka była przeźroczysta, przez co nie mieściła się na ogonie. Pomógł mi tutaj tani płyn pod kalkomanie, który zachowuje się trochę jak klej.  Efekt końcowy określiłbym jako zadowalający.


Na tym skrzydle poprawiałem malowanie, później przy nakładaniu kalkomanii płyn rozjaśnił miejsce jej przyklejenia i element ten jest wyraźnie inny od reszty górnej części repliki. 


Oznaczeń było dużo więcej, ale przy tej skali większość mogłaby być wzięta za paproch, dlatego warto nie kleić wszystkiego, aby model nie wyglądał jak świąteczna laurka dziecka.


Pod spodem znajduje się zaledwie jedno oznaczenie, które warto nałożyć PRZED klejeniem uzbrojenia. 


Tak ukończony model mogłem przygotować do zamocowania go do podstawki, która miała eksponować myśliwiec w locie.


Wizualizację pokazywałem już wcześniej, tutaj już po złożeniu wszystkiego w jedną całość. 


Zrobiłem wydruk z nazwą myśliwca, wykonałem go w różnej wielkości czcionki, wybrałem tą większa, aby była lepiej widoczna. Fioletowa ramka to zwykły cienkopis. 


Samolot będzie czekał na towarzystwo prawdopodobnie innych nowoczesnych odrzutowców. 


Dodatkową zaletą jest wykorzystanie pustek przestrzeni na półce, na której stacjonuje reszta floty na wysuniętym podwoziu :)

Następnym modelem z jakim się zmierzę będzie helikopter! :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz